Citadel: Honey Bunny (2024) – za zasłoną pozorów
Włączyłam ten serial z czystej ciekawości. Wiedziałam, że Citadel: Honey Bunny to spin-off głównej serii Citadel, więc naturalnie chciałam sprawdzić, jak wypadnie ta indyjska odsłona uniwersum. Po przeczytaniu opisu zorientowałam się, że historia jest powiązana z rodzicami bohaterki znanej z Citadel. To jeszcze bardziej podkręciło moje zainteresowanie. Dodatkową motywacją była obsada – nie ukrywam, że dla Varuna Dhawana włączyłabym ten serial nawet bez całego szpiegowskiego anturażu.

Fabuła Citadel: Honey Bunny
Akcja przenosi nas do lat 90., gdzie poznajemy Honey i Bunny’ego – aspirującą aktorkę i kaskadera, których los niespodziewanie łączy ze światem szpiegów. Widzimy ich zarówno w przeszłości, jak i kilka lat później, gdy próbują odnaleźć się w nowej rzeczywistości. To opowieść o miłości, tęsknocie i tajemnicach, które nigdy nie powinny wyjść na jaw. Czy uda im się ocalić siebie i najbliższych?
Obiecujący początek, rozczarowujący finał
Pierwsze trzy odcinki naprawdę mnie wciągnęły. Historia miała tempo, napięcie i dawała poczucie, że twórcy wiedzą, dokąd zmierzają. Niestety, później wszystko zaczęło się rozmywać. Zamiast konsekwentnej opowieści dostałam chaos i coraz bardziej pogubione wątki. Ostatni odcinek był dla mnie ogromnym rozczarowaniem – nużący, bez emocji i całkowicie niewiarygodny jako zakończenie. Zamiast mocnego finału miałam poczucie, że twórcy nie wiedzieli, w którą stronę pójść.
Dobry duet na ekranie

Największym plusem tego serialu byli aktorzy. Varun Dhawan i Samantha Ruth Prabhu świetnie odnaleźli się w swoich rolach – mieli chemię, energię i potrafili nadać tej historii wiarygodności. To właśnie dla nich oglądałam Honey Bunny do końca. Varun wypadł charyzmatycznie, a Samantha dodała postaci głębi i emocji. Dodatkowym smaczkiem był sam wybór obsadowy – Samantha gra tutaj mamę Nadii, którą w Citadel wcielała się Priyanka Chopra. Moim zdaniem obie aktorki są do siebie podobne, więc casting był naprawdę genialny. Taki szczegół, a sprawił, że jeszcze łatwiej było mi uwierzyć w ciągłość tej opowieści.
Duży plus także za to, że role drugoplanowe nie były tylko tłem – każda miała swoje znaczenie i wnosiła coś do całości.
Estetyka, która przyciąga uwagę
Muszę przyznać, że wizualnie serial prezentuje się dobrze. Klimat retro, kolorystyka i scenografia budują odpowiednią atmosferę. Niektóre ujęcia były naprawdę piękne, a całość miała charakterystyczny styl, który pasował do mieszanki romansu, akcji i szpiegowskiej intrygi. Nawet jeśli fabuła zawodziła, to wizualna warstwa potrafiła utrzymać moją uwagę.
Podsumowanie

Citadel: Honey Bunny zaczyna się obiecująco, ale bardzo szybko traci swoją siłę. Pierwsze odcinki dawały nadzieję na świetny spin-off, jednak zakończenie pozostawiło mnie z niedosytem i rozczarowaniem. Na plus zdecydowanie obsada i estetyka – to one ratują ten serial przed zupełnym zapomnieniem.

A Wy oglądaliście Citadel: Honey Bunny? Jak oceniacie ten serial w porównaniu z głównym Citadel?
Serial Citadel: Honey Bunny dostępny jest na Prime Video z polskimi napisami.


