Amar Singh Chamkila (2024)
Filmy Netflix

Amar Singh Chamkila (2024) – pieśń, która zgasła zbyt szybko

Po Amar Singh Chamkila sięgnęłam z dużą dozą niepewności. Reżyserem jest Imtiaz Ali, którego twórczość zawsze była dla mnie zagadką. Jab We Met uwielbiam i mogę wracać do niego w nieskończoność, ale większości jego innych filmów po prostu nie potrafiłam zrozumieć – były dla mnie zbyt symboliczne, czasami wręcz chaotyczne. Bałam się, że podobnie będzie i tym razem, że historia Chamkili okaże się zbyt hermetyczna, a ja znów poczuję się wykluczona z filmowego świata, który Ali próbuje zbudować. Mimo to ciekawość wygrała. Chamkila był postacią niezwykle barwną i kontrowersyjną – artystą, który poruszał tematy tabu, a jednocześnie zdobywał tłumy fanów. Miałam więc nadzieję, że film pozwoli mi lepiej zrozumieć jego fenomen, pokaże kulisy jego kariery i dramatyczne wybory, jakie musiał podejmować. Liczyłam na biografię pełną emocji i muzycznej energii.


Amar Singh Chamkila
Kliknij po więcej informacji o filmie

Fabuła Amar Singh Chamkila

Film opowiada o losach Chamkili – chłopaka z biednej rodziny w Pendżabie, który dzięki talentowi i odwadze stał się muzycznym głosem lat 80. Jego teksty były ostre, często wywrotowe, a jednocześnie trafiały do zwykłych ludzi, którzy czuli, że ktoś wreszcie śpiewa o ich życiu. Wraz z Amarjot, swoją partnerką na scenie i w życiu, stworzył duet, który w krótkim czasie osiągnął niebywałą popularność. Ale czy sława mogła ochronić go przed niechęcią tych, którzy czuli się obrażeni jego twórczością?

Energia, która gaśnie po drodze

Pierwsze pół godziny zrobiło na mnie naprawdę dobre wrażenie. Początkowa droga Chamkili ku wielkiej scenie miała w sobie coś świeżego, pełnego pasji. Widziałam młodego chłopaka, który po prostu pragnie śpiewać i dzięki swojej bezkompromisowości staje się głosem zwykłych ludzi. Wciągnęła mnie energia koncertów, dynamika opowieści i poczucie, że to będzie film pełen ognia.

Niestety, im dalej, tym bardziej czułam, że ten ogień przygasa. Narracja zaczynała się rozmywać, a historia – zamiast pogłębiać portret artysty – zaczynała brnąć w przeciągnięte sceny, które nie niosły już tej samej siły. Miałam wrażenie, że film waha się pomiędzy byciem dramatem społecznym, kroniką muzycznej sceny Pendżabu i intymnym portretem artysty – i w żadnej z tych ról nie wypada w pełni przekonująco. Tempo było nierówne: od ekscytujących koncertów po sceny, które ciągnęły się bez większego sensu.

Aktorzy, którzy ratują film

Największym atutem filmu pozostają aktorzy. Diljit Dosanjh to absolutne serce tej produkcji. Jego gra była tak autentyczna, że chwilami miałam wrażenie, iż naprawdę oglądam Chamkilę, a nie aktora. Dosanjh ma charyzmę, której ten film bardzo potrzebował – widać było, że wczuł się w rolę i oddał całą pasję swojego bohatera. To dzięki niemu chciałam oglądać dalej, nawet gdy scenariusz gubił rytm.

Parineeti Chopra również pozytywnie mnie zaskoczyła. Była bardzo naturalna i wiarygodna w roli Amarjot, a co więcej – zrezygnowała z wynagrodzenia za udział w filmie, co pokazuje, jak ważny był dla niej ten projekt. W duecie z Dosanjhem wypadała dobrze, choć żałuję, że scenariusz nie pozwolił na głębsze pokazanie ich relacji – przecież to właśnie więź między Chamkilą a Amarjot była sercem całej historii.

Estetyka, która nie przekonała

Zdjęcia i scenografia oddają klimat Pendżabu lat 80., ale nie wywołały we mnie większych emocji. Koncerty miały energię, to prawda, ale brakowało mi bardziej różnorodnej wizualnej narracji – wszystko było odrobinę zbyt monotonne. Jeśli chodzi o muzykę, muszę przyznać, że A. R. Rahman tym razem mnie nie porwał. Paradoksalnie miałam wrażenie, że jego kompozycje są momentami zbędne, bo już sama muzyka Chamkili i sceny koncertowe wypełniały ekran. Zamiast wzmacniać film, ścieżka dźwiękowa sprawiała wrażenie dołożonej na siłę.

Podsumowanie

„Amar Singh Chamkila” to film, który miał potencjał, ale nie zdołał go w pełni wykorzystać. Początek obiecywał wiele, jednak im dłużej trwał seans, tym bardziej czułam rozczarowanie. Historia artysty, który mógł być symbolem buntu i odwagi, została opowiedziana zbyt zachowawczo, bez tej iskry, której się spodziewałam. Na plus zdecydowanie aktorstwo – szczególnie Diljita, który swoją charyzmą udźwignął ten film niemal w pojedynkę. Ale całościowo było to dla mnie doświadczenie przeciętne.


A Wy – co sądzicie o Amar Singh Chamkila? Czy dla Was ten film miał w sobie więcej ognia?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *