Bangalore Days (2014) – trzymajmy się razem!
Z kinem Mollywood miałam dotychczas może z trzy spotkania, z czego dwa z Prithviraj’em. Pierwsze udane, pamiętam, że film naprawdę mi się podobał. Drugie niestety było słabsze i jakoś na dłuższy czas dałam sobie spokój z produkcjami w języku Malayalam. Jednakże ciekawość i myśl o drugiej szansie ciągle za mną chodziły. Tak się ostatnio złożyło, że od kilku dni jestem przeziębiona i leżę w łóżku, przez co mogę znaleźć więcej czasu na oglądanie filmów. Na fanpage’u bloga poprosiłam Was, byście zaproponowali mi jakiś dobry tytuł, nad którym warto zawiesić oko. Jedna z Czytelniczek zaproponowała film Bangalore Days, o którym myślałam już od kilku dni. Długo nie musiałam się zastanawiać, wybór padł na ten właśnie film. Czy była to właściwa decyzja?
Poznajcie trójkę kuzynostwa: Arjuna, Krishnana i Divyę, którzy uwielbiają spędzać razem czas i są dla siebie bardzo ważni. Arjun (Dulquer Salmaan) to wolny strzelec, nigdzie nie osiada na dłużej, ciągle szuka nowych doznań; Krishnan (Nivin Pauly) kończy informatykę i zaczyna pracę jako programista w jednej z korporacji; Divya (Nazriya Nazim) zaś wychodzi za mąż, by móc pójść na studia MBA. Cała trójka osiada w Bangalore, w mieście ich marzeń, gdzie razem będą starać się, aby ich życia szły właściwymi ścieżkami.
Bangalore Days to film przyjemny w odbiorze. Przedstawia nam historię trójki kuzynostwa, którzy jednocześnie są swoimi przyjaciółmi, mocno zżytymi ze sobą, co niektórym z ich otoczenia niekoniecznie pasuje. Są młodzi, piękni, pełni marzeń i obaw. Całe życie stoi przed nimi otworem. My oglądamy tylko małą część ich życia, która pokazuje, że nie zawsze wszystko toczy się po naszej myśli i nie musi to od razu oznaczać czegoś złego, że brak wykształcenia nie wiąże się z porażką w życiu zawodowym i prywatnym, a miłość może wszystko naprawić. Za to film ma ode mnie dużego plusa: nie słodzi, ukazuje rzeczywistość taką jaka jest w większości przypadków, a bohaterowie to normalni ludzie, których dręczą większe i mniejsze problemy.
Niestety nie zawsze podczas seansu rozumiałam, o co tak naprawdę chodzi w filmie. Musiałam się mocno skupić, aby się nie pogubić w niektórych zachowaniach i decyzjach głównych bohaterów. Na przykład, Divya na początku filmu wydała mi się dojrzałą osobą, która potem nagle zaskoczyła mnie swoją infantylnością. Na szczęście w dalszej części filmu wzięła się w garść i wróciła jej lepsza wersja. Nie wspomnę już o Arjunie, który od początku po prostu irytował mnie swoją osobą i charakterem. Z czasem jednak przyzwyczaiłam się do jego i zaczęłam akceptować. Krishnan też nie był święty, niejednokrotnie irytował mnie swoim zachowaniem…
Momentami też historia mocno mi się dłużyła. Niektóre sceny wydawały mi się zbędne. Głównie wątek znajomości Krishnana i Meenakshi kompletnie mi się nie kleił. Nie potrafię zrozumieć, o co w nim chodziło, co takiego wnosił sobą do filmu? Gdyby go nie było, film raczej by nie ucierpiał.
Co najbardziej wybija się na plus w moich oczach, to aktorzy i ich gra. Naprawdę zachwycili mnie sobą i z końcem filmu byłam już przekonana do ich bohaterów. Należą się im ogromne brawa, bo wykonali kawał dobrej roboty. Większość z nich widziałam po raz pierwszy na ekranie oprócz Dulquera Salmaana, którego miałam okazję oglądać w filmie O Kadhal Kanmani. Tak więc film aktorsko wypada naprawdę dobrze.
Muzycznie — może być. Najbardziej spodobała mi się piosenka Thudakam Mangalyam, weselna, taneczna i wpadająca w ucho. Słucham jej od dwóch dni i ciągle mi mało. 😛 Reszta utworów też ładna, ale jakoś nie zachwyciły mnie podczas seansu. Być może dam im jeszcze jedną szansę i bardziej się do nich przekonam. 😉
Tak jak napisałam wcześniej, Bangalore Days to przyjemny w odbiorze film, który, pomimo że w kilku momentach mi się dłużył i trwał prawie trzy godziny, oglądało mi się sprawnie i nie żałuję ani jednej poświęconej mu minuty. Tak się zżyłam z głównymi bohaterami, że kiedy pojawiły się napisy końcowe, byłam nawet smutna i zawiedziona, że to już wszystko, bo mogłabym oglądać losy Divyi, Arjuna i Krishnana przez kilka kolejnych godzin.
Podsumowując i odpowiadając jednocześnie na zadane sobie pytanie: tak, to była właściwa decyzja. Film jest wart zapoznania się z nim i poświęcenia mu uwagi. 😉
Oglądaliście już Bangalore Days? Jeśli tak, to co Wy myślicie o tym filmie?
Jeśli nie, jesteście ciekawi tej produkcji? Sięgnięcie po nią kiedyś?
Oglądacie w ogóle filmy Mollywood? 🙂 Dajcie znać w komentarzach! 😉
7 komentarzy
SalaamNamaste
Już jakiś czas temu pewna osoba poleciła mi ten film, miałam obejrzeć i wypadło mi z głowy. Muszę szybko nadrobić Bangalore Days, jestem ciekawa tej produkcji 🙂
Mere Ishq
Już wiem, co dzisiaj będę oglądać! 🙂 Bardzo mnie zachęciłaś do zapoznania się z filmem 🙂
Preetishya
Cieszę się! 😉
ByLove
Nie miałam jeszcze styczności z kinem Mollywood, a jeśli miałam to nie za bardzo pamiętam 😛
Film wygląda ciekawie. Będę go miała na uwadze 😉
Preetishya
Myślę, że warto. Tym bardziej, że Bangalore Days to naprawdę przyjemny film 😉
BlueRose
Filmy molly mają coś w sobie. Wiele ich historii emanuje niesamowitym ciepłem i pozytywną energią. To jest w nich fajne. Rzadko sięgam po te akurat filmy, ale na tych, które widziałam do tej pory nie zawiodłam się ani razu 🙂
BollywooDagmara
Bardzo mnie zachęciłaś! Kurcze, myślałam, że nigdy nie sięgnę po molly, a teraz nie mogę doczekać się seansu <3