Kadhalikka Neramillai (2025) – kiedy miłość nie potrzebuje etykiet
Niektóre filmy wybieram zupełnie spontanicznie, ale tym razem było inaczej. Kadhalikka Neramillai od początku przyciągnął mnie tematem – trochę kontrowersyjnym, trochę ryzykownym, ale za to bardzo aktualnym. Połączenie romantyzmu z kwestią samotnego macierzyństwa i odważnym spojrzeniem na to, co „wypada” w związkach – brzmi dobrze, prawda? No i jeszcze ta klasyczna, choć nowoczesna, nutka tamilskiego kina. Spodziewałam się emocji, pięknej muzyki i bohaterów, którym naprawdę chce się kibicować. Czy właśnie to dostałam?

Fabuła Kadhalikka Neramillai
Shreya (Nithya Menen) to kobieta, która postanawia zostać mamą na własnych zasadach, bez oglądania się na to, co wypada. Wybiera samotne macierzyństwo przez zapłodnienie in vitro. Nie wszystko jednak idzie zgodnie z planem – przez pomyłkę w klinice ojcem jej dziecka zostaje Siddharth (Ravi Mohan), mężczyzna, który otwarcie mówi, że ojcostwo to ostatnia rzecz, której pragnie w życiu. Osiem lat później ich drogi znowu się krzyżują, a nierozwiązane sprawy z przeszłości zaczynają domagać się uwagi.
Między lekkością a niedopowiedzeniem
Film rozpoczął się obiecująco. Pomysł na fabułę był świeży i odważny, a choć kino tamilskie nie unika trudnych tematów, tutaj zaskoczyło mnie, jak lekko i bez zbędnego moralizowania udało się je przedstawić. Z czasem jednak odnosiłam wrażenie, że twórcy nie do końca potrafili zdecydować, w którą stronę chcą poprowadzić tę historię. Zabrakło mi tu mocniejszego pogłębienia emocjonalnych wątków. Zamiast tego pojawiły się bezpieczne rozwiązania i przewidywalne schematy. Miejscami przypominało to grzeczniejszy serial obyczajowy niż film, który ma odwagę powiedzieć coś ważnego.
Mimo wszystko seans minął mi przyjemnie. To była lekka opowieść, przy której można się uśmiechnąć i choć na chwilę zapomnieć o codziennych troskach.
Odważne tematy podane z wyczuciem
Jeśli miałabym wskazać coś, co wyróżniało ten film, to byłaby to próba pokazania współczesnych relacji bez moralizowania i szukania tanich wzruszeń. Kadhalikka Neramillai porusza temat samotnego macierzyństwa, świadomej rezygnacji z rodzicielstwa i tego, jak różnie można definiować rodzinę.
Nie wszystkie wątki zostały rozwinięte tak, jak na to zasługiwały, ale doceniłam subtelne podejście do trudnych tematów. Zamiast narzucać widzowi, kto miał rację, film pozwalał samodzielnie ocenić wybory bohaterów.
Nithya błyszczała, Ravi pozostał w cieniu
Prawdziwą gwiazdą filmu Kadhalikka Neramillai jest bez wahania Nithya Menen. Jej rola była pełna ciepła i wewnętrznej siły, a jednocześnie nie brakowało w niej naturalnych wątpliwości i emocji. Każda scena z jej udziałem wnosiła do filmu autentyczność i szczerość, których tak bardzo potrzebowała ta historia.
Ravi Mohan natomiast wypadł znacznie słabiej. Jego postać była poprawna, ale trudno było uwierzyć w jakąkolwiek przemianę Siddhartha. Zabrakło w jego grze prawdziwego konfliktu wewnętrznego i emocjonalnej głębi.
Muzyka, której trudno nie pokochać

Za ścieżkę dźwiękową odpowiada maestro A.R. Rahman i to było słychać w każdym utworze. Muzyka idealnie dopełniała film, a niektóre piosenki – szczególnie mój faworyt Yennai Izhukkuthadi – zostały w głowie na długo po seansie. Film obejrzałam niespełna tydzień temu, a ja codziennie po kilka razy słucham OST z Kadhalikka Neramillai.
Podsumowanie
Kadhalikka Neramillai to film, który sprawdzi się idealnie na spokojny wieczór. Nie oferuje wielkich dramatów, ale ma w sobie ciepło i lekkość, których czasem po prostu potrzeba.
Choć nie wszystko zostało opowiedziane tak, jak bym sobie tego życzyła, a potencjał fabularny nie został w pełni wykorzystany, seans pozostawił mnie z pozytywnym wrażeniem. To była historia, przy której można było się uśmiechnąć, trochę zamyślić i – co najważniejsze – po prostu dobrze spędzić czas.

Oglądaliście może Kadhalikka Neramillai? Co sądzicie?



