Three of us 2022
Filmy Bollywood

Three of Us (2022) – subtelna opowieść o pamięci i przemijaniu

Czasami sięgam po filmy, które nie obiecują rozrywki, lecz raczej chwilę zatrzymania. Tak właśnie było z Three of Us. Zachwyty nad rolą Shefali Shah i nominacje do nagród Filmfare sprawiły, że nie mogłam przejść obok niego obojętnie. Zresztą sam opis fabuły od razu mnie zaciekawił: historia o pamięci, wspomnieniach i powrocie do miejsc, które coś w nas budzą. To tematy, które zawsze działają na moją wyobraźnię. Nie spodziewałam się widowiska, ale raczej opowieści, która zmusi mnie do refleksji. Odkładałam seans na później, ale w końcu przyszła pora, żeby sprawdzić, czy faktycznie kryje się w nim coś wyjątkowego.


Three of Us (2022)
Kliknij plakat po więcej informacji o filmie

Fabuła Three of Us

Film opowiada o Shaili (Shefali Shah), kobiecie, która mierzy się z pierwszymi objawami demencji. Postanawia wrócić do rodzinnego miasta, a w tej podróży towarzyszą jej mąż (Swanand Kirkire) oraz dawny przyjaciel z dzieciństwa (Jaideep Ahlawat). To spotkanie po latach przywołuje wspomnienia, skrywane emocje i pytania, których być może nigdy nie uda się wypowiedzieć głośno. Czy ten powrót stanie się dla Shaili szansą na pogodzenie się z przeszłością?

Od subtelności do melancholii

Od pierwszych minut widać, że Three of Us nie należy do filmów, które stawiają na spektakularne rozwiązania. Reżyser wybiera drogę ciszy, spokoju i subtelnych gestów. To opowieść budowana z małych momentów – krótkich spojrzeń, półuśmiechów, niedopowiedzianych zdań. Fabuła rozwija się bardzo powoli, pozwalając widzowi wejść w świat Shaili i razem z nią odczuwać kruchość pamięci. Nie ma tu miejsca na gwałtowne zwroty akcji – zamiast tego dostajemy historię, która płynie niczym wspomnienie, czasem ulotne, czasem ciężkie od emocji.

Kiedy cisza mówi więcej niż słowa

To kino, w którym więcej dzieje się między wierszami niż na powierzchni. Spotkanie Shaili z dawnym przyjacielem nie prowadzi do wielkich konfrontacji, lecz do serii cichych rozmów i spacerów, które nabierają znaczenia dopiero wtedy, gdy wczytamy się w gesty bohaterów. Dla jednych takie tempo może być nużące, dla innych – jak dla mnie – ma w sobie coś hipnotyzującego. Jednocześnie miałam poczucie, że momentami film zbyt długo pozostaje w tej zawieszonej melancholii, przez co gubi wyrazistość. Mimo to właśnie w tej nieśpieszności tkwi siła opowieści – zmusza do refleksji nad tym, co w życiu naprawdę ważne i jak szybko ulatują wspomnienia.

Intymne trio

Największym atutem filmu są aktorzy. Shefali Shah jest tutaj absolutnie magnetyczna – jej mimika, spojrzenia i drobne gesty oddają całą kruchość Shaili, balansującej między spokojem a lękiem przed tym, co nadchodzi. Jaideep Ahlawat (czy już pisałam, że uwielbiam tego aktora?) wnosi do opowieści spokój i ciepło, ale też niewypowiedziany żal. Jego gra jest powściągliwa, a jednocześnie pełna emocji, które łatwo odczytać między wierszami. Wspólne sceny tej dwójki mają niezwykłą autentyczność – ich chemia działa nawet wtedy, gdy nie padają żadne słowa.

Swanand Kirkire, jako mąż Shaili, gra rolę trudną i niepozorną, a jednak niezwykle ważną. Jego „zwyczajność” sprawia, że film pozostaje osadzony w codzienności, a historia staje się bardziej wiarygodna. To właśnie równowaga między ekspresją Shah, subtelnością Ahlawata i spokojem Kirkire nadaje filmowi siłę – razem tworzą intymne trio, które udźwiga całą emocjonalną ciężkość tej opowieści.

Estetyka, która zostaje w głowie

Shefali Shah Three of us

Zdjęcia w Three of Us to osobna opowieść. Kamera nie spieszy się i pozwala obrazom wybrzmieć. Każdy kadr przypomina starannie skomponowany obraz, pełen ciszy i melancholii. Dzięki temu film nabiera poetyckiego charakteru, a jego tempo znajduje odzwierciedlenie właśnie w estetyce: nieśpiesznej, refleksyjnej, pełnej przestrzeni na własne emocje widza. To wizualne piękno zostaje w pamięci długo po seansie i sprawia, że Three of Us bardziej się przeżywa, niż ogląda.

Podsumowanie

Three of Us to film, który wymaga cierpliwości i wrażliwości. Nie znajdziecie tu wartkiej akcji ani wielkich zwrotów fabularnych. Zamiast tego otrzymujemy spokojną, pełną niedopowiedzeń opowieść o pamięci, miłości i pożegnaniu. Dla mnie to było kino piękne, choć nieidealne – momentami zbyt powolne i nieco rozmyte, ale za to niezwykle szczere.


A Wy? Lubicie takie intymne, spokojne filmy, które bardziej niż fabułą grają emocjami?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *