Param Sundari
Filmy Bollywood

Param Sundari (2025) – między północą a południem serca

Na Param Sundari czekałam z ciekawością. Po pierwsze – obsada. Janhvi Kapoor i Sidharth Malhotra to duet, który sam w sobie budzi sympatię. Po drugie – zwiastun zapowiadał lekką, kolorową historię miłosną z nutą współczesności i komediowym pazurem. Po ostatnich cięższych filmach chciałam po prostu obejrzeć coś przyjemnego, co nie będzie wymagało analizowania każdej sceny. I to dokładnie dostałam – film, który bawi, nie męczy, ale też nie zaskakuje niczym nowym.


Param Sundari
Kliknij plakat po więcej informacji o filmie

Fabuła Param Sundari

Param, młody mężczyzna z zamożnej rodziny w Delhi, postanawia zainwestować w aplikację randkową „Soulmates”. Gdy zostaje sparowany z Thekkepattu Sundari Damodharan Pillai, która mieszka w Kerali, ich światy się zderzają. Różnice kulturowe, odmienne przyzwyczajenia i wartości prowadzą do nieoczekiwanych zdarzeń, gdy zaczynają sobie pomagać, poznając siebie nawzajem.

Miło, choć nic odkrywczego

Param Sundari

Nie będę ukrywać, bawiłam się dobrze. Param Sundari ma dobre tempo, nie dłuży się, a historia rozwija się płynnie. Nie czułam ani przez chwilę znużenia, co w dzisiejszych bollywoodzkich komediach romantycznych wcale nie jest oczywiste. To kino, które dobrze się ogląda – lekkie, proste i przewidywalne, ale w pozytywnym znaczeniu.

Z drugiej strony, trudno mówić o jakimś „efekcie wow”. Scenariusz idzie utartym torem, a fabularne rozwiązania można przewidzieć dużo wcześniej. To typ filmu, w którym najważniejsze są emocje i energia między bohaterami i na szczęście to właśnie działa najlepiej.

Nie mogłam jednak nie zauważyć, że film momentami balansuje na granicy stereotypów. Żarty o różnicach między północą a południem Indii są czasem zabawne, ale chwilami – trochę niezręczne. Widać, że twórcy starali się to zrównoważyć, pokazując obie strony z przymrużeniem oka, ale mimo wszystko zostaje lekki zgrzyt. Dla widzów z zewnątrz może to być zabawne, ale dla kogoś z południa – już niekoniecznie.

Janhvi i Sidharth – duet z dobrą energią

To zdecydowanie najmocniejszy punkt filmu. Janhvi Kapoor znowu udowadnia, że potrafi być naturalna i urocza bez przesady. Jej Sundari ma charakter i ciepło. To jedna z tych postaci, które łatwo polubić od pierwszej sceny. Sidharth Malhotra też wypada dobrze. Nie przesadza, nie próbuje dominować, po prostu gra „po ludzku”.

Razem tworzą parę, która ma prawdziwą chemię. Ich wspólne sceny mają lekkość, jakiej często brakuje w indyjskich romansach. Może nie są to emocje rodem z klasyków gatunku, ale jest w tym coś szczerego i przyjemnego do oglądania. Widać, że dobrze się czuli w swoich rolach i to się przekłada na ekran.

Fajnie, że twórcy zdecydowali się pokazać historię miłosną między bohaterami z północy i południa Indii – to temat, który dalej rzadko pojawia się w bollywoodzkich romansach. Ale muszę przyznać, że wiarygodniej byłoby dla mnie, gdyby w roli Sundari obsadzono aktorkę z przemysłu filmowego w języku malajalam. Janhvi poradziła sobie świetnie, ale jednak lokalna aktorka mogłaby nadać tej postaci więcej autentyczności – w sposobie mówienia, gestach, drobnych niuansach kulturowych.

Kolory, muzyka i klimat

Wizualnie Param Sundari wygląda bardzo ładnie. Kerala pokazana jest z czułością – soczysta zieleń, spokojne ulice i domy otoczone naturą. Widać, że twórcy chcieli oddać jej klimat, nawet jeśli momentami robią to w nieco „pocztówkowy” sposób. To kino, które po prostu dobrze się ogląda. Kadry są miękkie, kolory przyjemne, a całość ma lekkość typową dla romantycznych historii.

Muzycznie film wypada równie dobrze. Soundtrack polubiłam jeszcze przed premierą i w filmie sprawdza się świetnie. Piosenki są dobrze osadzone w historii, nie spowalniają akcji i tworzą przyjemny nastrój. Na pewno będę do nich wracać przez długi czas.

Podsumowanie

Param Sundari to dokładnie taki film, jakiego się spodziewałam – lekki, kolorowy i bezpretensjonalny. Nie ma tu wielkich emocji ani oryginalnych pomysłów, ale jest ciepło, urok i dobre tempo. To ten typ produkcji, który ogląda się z przyjemnością, ale raczej nie wraca się do niego często myślami po seansie. Duet Janhvi i Sidhartha robi swoje – sprawia, że film ma serce i energię, nawet jeśli scenariusz nie zawsze nadąża. Momentami bywa zbyt gładko i zbyt „pocztówkowo”, ale mimo wszystko trudno tego filmu nie polubić.

Nie zachwycił mnie, ale też nie rozczarował. Po prostu dał mi dwie godziny przyjemnego, lekkiego kina – i czasem to w zupełności wystarczy.


Oglądaliście już Param Sundari? Jak Wam się podobał duet Janhvi i Sidhartha?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *