Vaah! Life Ho Toh Aisi (2005) – między śmiercią a życiem
Niektóre tytuły odkładam latami — niby są na liście do obejrzenia, ale coś mnie przed nimi powstrzymuje. Słabe oceny i opinie, czy po prostu coś mnie w nich odstrasza. Ale czasem przychodzi moment, w którym myślę: „A może jednak?” Tak właśnie było z Vaah! Life Ho Toh Aisi. Ostatecznie skusiła mnie obsada — Shahid Kapoor, Amrita Rao, a do tego ciekawostka: to debiut małego Ishaana Khattera i młodej Radhiki Apte. No więc… obejrzałam. I szczerze? Lepiej by było, gdybym nadal ten film dalej odkładała.

Fabuła Vaah! Life Ho To Aisi
Adi to chłopak lekkomyślny. Jest zakochany w dziewczynie o imieniu Priya, która odwzajemnia jego uczucia. Chłopak wiedzie dostatnie życie, niczego mu nie brakuje. Przypadek jednak sprawia, że musi zastawić dom na olbrzymią sumę. Kiedy wszystko zaczyna się układać, chłopak ginie w wypadku. Czy rodzina i jego podopieczni poradzą sobie bez niego? A może los znowu pokaże, jaki jest przewrotny? [filmweb.pl]
Historia, która rusza z miejsca… i tam zostaje
Fabuła Vaah! Life Ho Toh Aisi zapowiadała się całkiem interesująco — film miał być lekką opowieścią z elementami fantazji, rodzinnym przesłaniem i ciepłym humorem. Jednak po kilkunastu minutach zaczęłam mieć wrażenie, że cała historia ugrzęzła. Akcja nie posuwała się do przodu, wiele scen sprawiało wrażenie przypadkowych i wrzuconych bez wyraźnego celu. Narracja rozmywała się, a zamiast lekkiego klimatu pojawiło się znużenie.
Twórcy wyraźnie próbowali połączyć różne konwencje: kino familijne, komedię sytuacyjną i metafizyczną bajkę o wartościach. Niestety, całość nie złożyła się w spójną opowieść. Wyszło nieskładnie — zbyt rozlazłe jak na bajkę, zbyt powierzchowne jak na kino z przesłaniem.
Shahid próbował coś z tego wyciągnąć

Shahid Kapoor był tu jeszcze bardzo młody, pełen energii i uroku (i dalej jest!). Widać, że dawał z siebie wszystko, by wnieść życie do tej historii, i to trzeba mu oddać. Problem polegał na tym, że postać, którą zagrał, była nijaka. Została napisana bez wyraźnego charakteru i zbudowana na schematach. Aktorsko Shahid się bronił, ale scenariusz mu nie pomagał.
Amrita Rao miała bardzo mało do zagrania. Pojawiała się głównie w piosenkach, a jej bohaterka pozostała w tle wydarzeń. Z kolei Sanjay Dutt, który wcielił się w postać śmierci, zagrał, jak to Sanjay Dutt: z wyraźnym przerysowaniem i manierą, która bardziej irytowała, niż bawiła. Cała jego obecność na ekranie wydawała się dziwna i nie do końca przemyślana. Postać śmierci miała być zapewne intrygująca i lekko zabawna, a wyszła… nijaka. Gra aktorska Dutta wyglądała tak, jakby sam nie do końca wiedział, co właściwie ma z tym wszystkim zrobić.
Bajka na siłę
Efekty specjalne były jedną z najbardziej rzucających się w oczy warstw filmu — i niestety nie w pozytywnym sensie. Widać, że twórcy chcieli nadać historii fantastycznego klimatu i sięgnęli po środki techniczne, które już w dniu premiery wyglądały przeciętnie, a dziś tylko rażą sztucznością. Zamiast wzmacniać świat przedstawiony, działały na jego niekorzyść. Momentami miałam wrażenie, że oglądam dziecięcą inscenizację z teatralną scenografią – tylko że rozciągniętą do pełnometrażowego filmu.

Muzyka bez melodii
Piosenki w Vaah! Life Ho Toh Aisi zupełnie do mnie nie trafiły. Nie tylko nie zapadły w pamięć, ale wręcz w pewnym momencie zaczęłam je przewijać — znużona brakiem energii i powtarzalnością. Choć w teorii miały oddawać emocje bohaterów czy wprowadzać nastrój, w praktyce wydawały się tylko obowiązkowym dodatkiem, pozbawionym lekkości i charakteru. Nawet w scenach z Amritą Rao — które przecież mogłyby być emocjonalnie mocniejsze — muzyka nie dawała żadnego wsparcia.
Podsumowanie
Z jednej strony dobrze, że po latach mogę wykreślić ten film z listy. Z drugiej — szkoda tego czasu. Zamiast lekkiego, wzruszającego kina z przesłaniem, dostałam rozwleczoną, niekonsekwentną opowieść bez napięcia i bez serca. Pewien morał oczywiście był — o rodzinie, poświęceniu, o tym, co naprawdę ważne. Ale ukryty tak głęboko, że trudno go wydobyć spod warstwy scenariuszowej miałkości.
Nie poleciłabym Vaah! Life Ho Toh Aisi nikomu, kto szuka dobrego, lekkiego Bollywoodu. W tej kategorii jest naprawdę wiele lepszych tytułów — bardziej przemyślanych, mniej chaotycznych i zwyczajnie przyjemniejszych.

Oglądaliście Vaah! Life Ho Toh Aisi? Jak się Wam podobał?


