Laal Singh Chaddha (2022) – czyli indyjski Forrest Gump
Kiedy pierwszy raz usłyszałam, że Aamir Khan planuje adaptację jednego z moich ulubionych amerykańskich filmów, byłam zdruzgotana. Pomyślałam wtedy, że Forrest Gump to już klasyka kina, której nie da się podrobić! W dodatku odgrzewanie kotleta nawet tak dobrego mogło skończyć się fiaskiem. Przez cały czas byłam mocno nieprzekonana do tego przedsięwzięcia. Jednak kiedy film pojawił się na Netflixie z angielskimi napisami, stwierdziłam, że czas zweryfikować, jak Aamir Khan podobał zadaniu, które sam sobie wybrał. Nie przeczytałam żadnej recenzji, nie sprawdziłam nawet, jaką ocenę ma film. Podeszłam do seansu, starając się mieć neutralne nastawienie, jednocześnie będąc przygotowana na ewentualną porażkę. W takim razie, czy Laal Singh Chaddha wart jest uwagi? Sprawdźmy to!
Fabuła Laal Singh Chaddha
Pełen optymizmu mężczyzna opowiada historię swojego życia w czasach przełomowych wydarzeń rozgrywających się w Indiach. Adaptacja filmu „Forrest Gump” z 1994 roku. [źródło: Netflix]
Odgrzewany kotlet nie zawsze dobrze smakuje
Ale nie w przypadku Laal Singh Chaddha! Co było i nadal jest dla mnie niemałym zdziwieniem. Choć oczywiście znałam główny zarys historii na pamięć oraz wiedziałam, jak się zakończy, to oglądałam indyjską wersję Forresta Gumpa z ogromnym zaciekawieniem! Przede wszystkim dużą przyjemność sprawiało mi odkrywanie, jak poszczególne elementy oryginalnej historii zostały zamienione, by film był bardziej indyjski. Każdy wyłapywany szczegół wywoływał na mojej twarzy uśmiech i ciepło na serduchu. A scena z Shah Rukh Khanem to już w ogóle chyba jedna z najśmieszniejszych pod względem realizacji.* Dzięki temu nie nudziłam się podczas seansu ani minuty!
Uważam, że Laal Singh Chaddha został w dobry sposób zlokalizowany w indyjskich realiach i dopasowany do biegu historii Indii. Podobnie jak w oryginale, tutaj również główny bohater bierze udział lub jest świadkiem różnych ważnych i przełomowych wydarzeń w historii swojego kraju. A zamiast kultowego pudełka czekoladek, ma przy sobie pudełko golgappa (panipuri) – popularnych indyjskich przekąsek.
Indyjski Forrest Gump w wersji Aamira
Jeśli miałabym wskazać, czego najbardziej obawiałam się przed seansem, byłby to Aamir Khan i jego wersja Forresta Gumpa w postaci Laal Singh Chaddhy. Jakby ustalmy jedno, uważam Aamira za naprawdę dobrego i utalentowanego aktora. Jednak miał naprawdę wysoką poprzeczkę do przeskoczenia, bo Tom Hanks znakomicie wykreował swoją postać prawie 30 lat temu. Do tego stopnia, że jest ona wręcz nie do podrobienia. I tak też chyba pozostanie na wieki.
Aamir Khan dobrze zagrał swoją postać, nie powiem, że nie. Jednak przez większość seansu raczej traktowałam ją jako zupełnie nową, starając się nie myśleć, że jest to indyjski Forrest Gump. Ogólnie to więcej w tej postaci widziałam z bohatera innego filmu Aamira — PK, który, jeśli dobrze pamiętam, zachowywał się w podobny sposób. Moim zdaniem czasami Aamir trochę za bardzo wczuwał się w rolę, przez co w niektórych scenach widzimy bohatera, który jest po prostu aż za bardzo imitacją swojego pierwowzoru. Mogłoby to mieć nawet jakiś urok, ale niestety w moim sercu nadal jest miejsce tylko dla jednego Forresta, zagranego przez Toma Hanksa.
Laal Singh Chaddha i role drugoplanowe
Laal Singh Chaddha to oczywiście nie tylko rola Aamira, choć w głównej mierze tak. Oprócz niego na ekranie możemy oglądać również m.in. Kareenę Kapoor Khan, Monę Singh, Nagę Chaitanyego, czy Manava Viję. Zacznę więc od Kareeny, której postać, podobnie jak jej amerykańskiej wersji, jest dość mała, ale jakże znacząca w życiu głównego bohatera. Czy udało jej się zagrać swoją rolę, chociaż w podobnym stopniu, jak zrobiła to Robin Wright? Powiedzmy, że tak. Moim zdaniem wypadła okej, choć nie była to jej najlepsza rola w karierze.
Mona Singh grająca mamę Laala, czy Manav Vij wcielający się w postać Muhammada również zagrali dobrze. Jednak to Naga Chaitanya zasługuje na miano najlepszej roli drugoplanowej. Moim zdaniem wspaniale oddał swoją postać, kreując przy okazji całkowicie nową. Naprawdę miło się go oglądało, a potem mi wręcz brakowało. Warto też pochwalić aktora wcielającego się w młodą wersję Laal Singh Chaddhy. Chłopak wykonał kawał dobrej roboty.
Podsumowanie
Podsumowując, Laal Singh Chaddha to dobry film, który śmiało mogę nazwać udaną indyjską adaptacją Forresta Gumpa. Choć poprzeczka zawieszona była naprawdę wysoko! Historię oglądałam z przyjemnością, chłonąc każdą minutę jak gąbka. Nieraz się roześmiałam, a na koniec klasycznie się wzruszyłam… Muzycznie jest okej, piosenki może nie są jakieś mocno wpadające w ucho, ale pewnie nie raz będę do nich wracać. Myślę, że film warto obejrzeć, chociażby jako ciekawostka. Czy taka adaptacja była potrzebna w indyjskim kinie? Niekoniecznie, ale jak już powstała, to nawet uważam, że fajnie, że się tego podjęli. Mogło wyjść totalne dno, ale na szczęście nie wyszło. Od siebie — polecam.
Zwiastun Laal Singh Chaddha:
*
Jeden komentarz
Smile Always
Super recenzja! Z wielką przyjemnością przeczytałam :))
Już dawno miałam tutaj zostawić komentarz, ale ciągle nie mogłam się zabrać do naskrobania paru zdań – cały wolny czas starałam się poświęcić na oglądanie nowych filmów indyjskich (moja lista filmów, które pragnę obejrzeć jest strasznie długa :P).
Bardzo się cieszę, że LSC tak Ci się spodobało. Ja również, tak samo jak Ty, bardzo obawiałam się tego projektu, nie mogę jednak powiedzieć, żebym miała aż taką frajdę z oglądania LSC jak Ty. Wprawdzie oceniłam go ostatecznie 6/10, więc jako film niezły, ale całościowo nie oglądało mi się go tak dobrze jak Tobie. W ogóle to najpierw chciałam dać tylko 5/10, ale po namyśle podniosłam ocenę o jedną gwiazdkę, bo jednak było w filmie sporo momentów fajnych (również co nieco dowiedziałam się o dotąd nieznanej mi historii Indii np. o Pogromie sikhów z 1984) i myślę, że gdybym nie widziała Forresta Gumpa, to dałabym temu filmowi nawet 8/10. Bo według mnie LSC jest filmem bardzo dobrym, jeśli nie zna się oryginału, no ale właśnie… Ja mam ten problem, że nie potrafię oglądać remake’ów jako osobnych filmów, tylko cały czas, chcąc nie chcąc, wszystko ze sobą porównuję.
Dla mnie najsłabszym ogniwem LSC była przerysowana gra aktorska Aamira Khana. Tak samo jak Tobie bardziej przypominał mi on PK, a nie Forresta Gumpa. Myślę, że całkowicie kupiłabym tę postać, gdybym zupełnie nie znała oryginału, a tak to przez cały seans nie potrafiłam za bardzo zżyć się z tą postacią, bo non stop miałam w głowie genialnego Toma Hanksa. Aamir według mnie jest aktorem świetnym, jednym z najlepszych w Bollywood, ale ta rola po prostu mu nie wyszła (oczywiście jest to tylko moje zdanie). Jedynie dobrze zagrał scenę przy grobie Rupy. Aktor wcielający się w młodego LSC o wiele bardziej mnie przekonał swoją grą aktorską.
Kareena, według mnie, była bardzo dobra. To co miała do zagrania, zagrała naprawdę super (widać było ogromny smutek w oczach), tylko sama jej postać została strasznie uproszczona, co niezmiernie mi przeszkadzało. Oczywiście wiem, że tak skomplikowana postać jak Jenny nie przeszłaby w indyjskim filmie rodzinnym, jakim jest LSC, ale naprawdę bardzo przeszkadzały mi te zmiany, jakich dokonali. Jenny była przecież ofiarą przemocy seksualnej, a tutaj zupełnie ten fakt pominęli, przez co jej wątek nie poruszył mnie zbytnio. Rupa nie była aż tak tragiczną postacią jak Jenny.
Za to Chay wymiótł jako Bala! 😀 Całkowicie się z Tobą zgadzam, że jest to najlepsza postać drugoplanowa. Byłam pod wrażeniem jego gry aktorskiej. Widać, że ogromną frajdę sprawiło mu wcielenie się w Balaraju, bo w każdej sekundzie swojego czasu ekranowego aż tryskał energią. W ogóle nie widziałam w nim Chay, którego znam z wcześniejszych filmów, w LSC był po prostu Balą. Świetna postać! I jak pięknie mówił w hindi <3 Postarał się chłopaczyna. Brawo, Chay! Poproszę więcej komediowych ról jak Bala. (Właśnie głównie dzięki jego świetnej postaci film dostał ode mnie 6/10, bo sceny z Balą były super – obejrzałam je sobie kilka razy, bo tak mi się podobały :))
No więc to by było chyba na tyle. Gdybym potrafiła obejrzeć LSC jako osobny film bez ciągłego obsesyjnego porównywania do oryginału, to dostałby dużo wyższą ocenę. Niestety film mnie w ogóle nie poruszył (gdybym chociaż się wzruszyła na końcowych scenach, to dałabym to 7/10, ale niestety… ani jednej wylanej łezki przez cały film, choć jestem osobą, która strasznie dużo i łatwo płacze na filmach). Jest to jednak film bardzo dobrze zrealizowany (przepiękne ujęcia, ładna muzyka), ale myślę, że w większości dla ludzi, którzy oryginału nie widzieli bądź potrafią oglądać remake'i jako osobny film. Ja niestety nie potrafię. 🙁
P.S. Mnie też cameo SRK bardzo się podobało. Fajna scena. Tylko te komputerowe efekty odmładzające naprawdę rażące. 🙁 Aamir też dziwnie wyglądał taki komputerowo odmłodzony i odchudzony. Niezbyt naturalnie to wyglądało i tym bardziej odebrało mi przyjemność oglądania tej postaci.