Be Happy film 2025
Filmy Bollywood

Be Happy (2025) – tańcząc między bólem a nadzieją

Co te filmy indyjskie ostatnio ze mną robią! Najpierw Satyaprem Ki Katha, który wzruszył mnie do głębi, potem Lover, który rozłożył mnie emocjonalnie realizmem i odwagą w pokazaniu toksycznego związku. A teraz jeszcze Be Happy – film, po którym w ogóle nie spodziewałam się, że aż tak go przeżyję. Niepozorny z zewnątrz, wydawał się idealny na wieczór „do herbatki”. A jednak – skrywał w sobie coś, co moje matczyne serce po prostu nie dało rady unieść na sucho. Zapraszam do recenzji – bez spoilerów, ale z całą masą emocji.


Be Happy (2025)
Kliknij plakat po więcej informacji o filmie

Fabuła Be Happy

Film opowiada historię Shiv Rastogiego (Abhishek Bachchan), wdowca mieszkającego w Ooty z córką Dharą (Inayat Verma) i teściem, panem Nadarem (Nassar). Po śmierci żony, Rohini (Harleen Sethi), Shiv popada w depresję, podczas gdy Dhara rozwija swoją pasję do tańca. Jej talent zostaje dostrzeżony przez znaną tancerkę i instruktorkę Maggie (Nora Fatehi), która zaprasza Dharę do swojej akademii tańca w Mumbaju, z nadzieją na przygotowanie jej do udziału w prestiżowym konkursie „India’s Superstar Dancer”. Początkowo Shiv jest przeciwny przeprowadzce, nie traktując poważnie pasji córki. Jednak determinacja Dhary i wsparcie pana Nadara przekonują go do zmiany decyzji. W Mumbaju Dhara odnosi sukcesy w konkursie tanecznym, ale napotyka wyzwanie w rundzie rodzinnej, gdzie musi zatańczyć z członkiem rodziny. To prowadzi do serii wydarzeń, które testują więzi rodzinne i determinację bohaterów.

Niepozorny film, który mnie rozwalił emocjonalnie

Kiedy wybrałam Be Happy na wieczorny seans, byłam przekonana, że po dwóch dobrych filmach ten okaże się po prostu „okej”. Nastawiłam się na coś lekkiego, niewymagającego, idealnego do herbaty i koca. I przez pierwsze minuty wszystko wskazywało na to, że miałam rację – fabuła była przewidywalna, wydarzenia toczyły się gładko, a Dhara spełniała kolejne marzenia jakby bez większego wysiłku. Szkolny konkurs taneczny? Bez problemu! Akademia u idolki? Jasne! Telewizyjne show? Oczywiście! Jedyne przeszkody? Ojciec, którego i tak szybko udało się przekonać.

Ale im dalej wchodziłam w ten film, tym bardziej coś we mnie pękało. Be Happy nie jest tylko historią o tańcu. Jest opowieścią o żałobie, o stracie, o dorastaniu w jej cieniu. O dziecku, które mimo bólu potrafi tańczyć dalej. I o rodzicu, który musi się nauczyć, że czasem to ono pokazuje drogę. Nie przeszkadzało mi też, że film momentami był zbyt prosty i przewidywalny. Bo emocje były prawdziwe. Szczere. Trafiały dokładnie tam, gdzie powinny.

Historia opowiedziana z czułością

Be Happy Abhishek Bachchan

To, co najbardziej mnie ujęło, to sposób, w jaki reżyser Remo D’Souza prowadzi tę historię. Zamiast efektownych trików i miliona choreografii (które oczywiście też się pojawiają!), skupia się na relacji ojca i córki. I robi to z ogromną czułością. Film się nie spieszy, daje przestrzeń na emocje, na drobne gesty i rozmowy, które znaczą więcej niż wielkie deklaracje. Relacja Shiv – Dhara jest sercem tej opowieści. Oglądając ich sceny razem, miałam łzy w oczach nie raz. Bo to nie jest historia „super dziecka i dumnego ojca”, tylko opowieść o dwóch osobach, które próbują się nawzajem usłyszeć – na nowo. Do tego postać dziadka, który super rozluźniał atmosferę, niejednokrotnie doprowadzając mnie do śmiechu.

Z perspektywy rodzica bolało jeszcze mocniej

Nie wiem, czy ten film poruszyłby mnie równie mocno kilka lat temu. Ale dziś, kiedy sama jestem mamą, niektóre sceny rozrywały mnie od środka. Oglądanie Dhary, jej marzeń, jej walki, jej samotnych chwil – to było jak cios w brzuch i uścisk serca jednocześnie. W drugiej połowie filmu pojawia się wątek, który zupełnie mnie rozłożył. Nie chcę zdradzać szczegółów, bo moim zdaniem warto przeżyć to samemu, ale powiem tylko tyle: jako widzka i jako mama – nie byłam na to gotowa. Film zaskoczył mnie nie tylko emocjonalnie, ale też tym, że pod płaszczykiem historii o tańcu opowiedział o czymś o wiele trudniejszym, delikatniejszym i boleśniejszym.

I choć to nie był lekki seans, jestem wdzięczna, że ten film powstał. Bo Be Happy zostanie ze mną na długo. Nie dlatego, że był idealnie zrobiony. Ale dlatego, że zrobił coś z moimi emocjami, o czym długo nie zapomnę. Poruszył we mnie coś bardzo osobistego – i za to jestem mu wdzięczna.

Aktorstwo, które mnie kupiło

Muszę to napisać: Abhishek Bachchan dawno nie był aż tak przekonujący! Jego Shiv jest milczący, wewnętrznie poraniony, czasem wręcz trudny w odbiorze, ale przy tym niesamowicie prawdziwy. Nie gra „idealnego ojca”, tylko człowieka, który próbuje być wystarczający – i to wystarcza. Bardzo wczuł się w rolę, do tego stopnia, że nawet udało mu się zatańczyć kilka razy i to jeszcze jak!

Inayat Verma jako Dhara to absolutne odkrycie. Dziecięcych aktorów często trudno oglądać bez pewnej sztuczności, ale tutaj… wow. Dhara jest pełna życia, energii, ale też ma w sobie coś bardzo dojrzałego. Jej oczy mówią więcej niż niejedna linijka dialogu. Plus to jak ta dziewczyna tańczy! Czapki z głów.

Miłym zaskoczeniem była też Nora Fatehi, która poza świetnym tańcem pokazała też więcej aktorskiego zaangażowania niż zazwyczaj. Choć może idealnie nie było, czasami zawiało sztywnością, to i tak ciekawie było ją zobaczyć w większej roli.

Podsumowanie

Be Happy nie jest filmem przełomowym. Ma momenty schematyczne, czasem można przewidzieć, co się zaraz wydarzy. Ale jednocześnie ma w sobie coś, co sprawia, że zostaje w sercu. Dla mnie to jeden z tych filmów, który nie musi być idealny, żeby być ważny.

8/10 ode mnie – za emocje, które zostaną we mnie długo po seansie. Za ciepło, jakie dał. Za to, że pokazał relację rodzic–dziecko z taką czułością.

Film dostępny jest na Amazon Prime z angielskimi napisami.


Oglądaliście Be Happy? Czy dopiero planujecie seans?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *