Czasem słońce czasem deszcz Bollywood
Filmy Bollywood,  Powrót do klasyków

#2 Powrót do klasyków: Czasem słońce, czasem deszcz

Czasem słońce, czasem deszcz – film, który wywołuje jakże różnorodne emocje u fanów kina Bollywood! Jedni go kochają, drudzy nienawidzą. Dla większości nas, polskich fanów, to pierwszy film Bollywood, dzięki któremu zakochaliśmy się w tej kinematografii. K3G oglądany jest do dzisiaj i nadal uwielbiany przez znaczną część fanów Bollywood. Ja, co pewnie już wiecie po pierwszym wpisie z tego cyklu, zaczęłam swoją przygodę od Żony dla zuchwałych, przez co nie należę do tego licznego grona wielkich fanów arcydzieła Bollywood – Czasem słońce, czasem deszcz. Zapraszam do dalszej części wpisu, gdzie dowiecie się, co tak naprawdę sądzę o tym tytule. UWAGA: pewnie niektórzy z Was będą chcieli mnie zjeść po przeczytaniu… 😀 Pamiętajcie, każdy ma prawo mieć własne zdanie. 🙂

Czasem słońce czasem deszcz
Kliknij w plakat po więcej informacji o filmie

Przyznam szczerze, od dawna zanosiłam się, by napisać swoją opinię na temat Czasem słońce, czasem deszcz (Kabhi Khushi Kabhi Gham). Wstrzymywałam się dotąd z kilku powodów, ale jednym i zasadniczym był fakt, że być może większość z Was się ze mną nie zgodzi i nie zrozumie, przez co narażę się na Waszą nienawiść. Ostatnio stwierdziłam jednak, że raz kozie śmierć i tak jak nasłodziłam Żonie dla zuchwałych, tak niestety w przypadku K3G będzie zupełnie na odwrót. Najwyżej, spłonę w fanowskim piekle. 😛 Włączyłam odtwarzanie filmu i ponownie przez niego przebrnęłam.

Któż z nas nie zna Czasem słońce, czasem deszcz? No przyznać się! No pewnie, że wszyscy znają i na pewno jako fani kina Bollywood oglądaliście go chociaż jeden raz w swoim życiu! Jestem przekonana, że nie raz mówiąc, że lubicie oglądać filmy Bollywood, usłyszeliście w odpowiedzi coś w tym stylu: “O! Ja wiem! To te filmy takie, jak Czasem słońce, czasem deszcz! Hahaha!” I nie wiem, jak Wy, ale ja jeszcze kiedyś łapałam się za głowę i miałam ochotę nawrzeszczeć na mojego rozmówcę. Obecnie, jeśli już zdarza mi się taka rozmowa, przyjmuję to już o wiele spokojniej. Szczerze? Ironiczna odpowiedź tego kogoś jest teraz dla mnie jak najbardziej zrozumiała. Ba, śmieję się razem z nim! 😀 Pewnie nie oglądał go nigdy, ale nasłuchał lub naczytał się stereotypów, które uwzględniłam we wpisie Filmy, które łamią stereotypy Bollywood lub oglądał i rozumiem jego ból.

Możecie mnie zabić, ale uważam, że Czasem słońce, czasem deszcz to film, który w żadnym wypadku nie powinien być pokazywany jako pierwszy komuś, kto chciałby zapoznać się z kinem Bollywood! My chcemy zachęcić nowicjuszy, a nie ich zniechęcić! 3,5 godziny indyjskiej telenoweli to na pewno nie propozycja, którą przedstawiam ludziom chociażby w małym stopniu zainteresowanych Bollywoodem. 😛 Ja ledwo daję radę tyle wytrzymać za jednym razem, a co biedny człowieczek, który przyzwyczajony jest do filmów trwających 1,5 h, maks 2h.

Czasem słońce czasem deszcz SRK

Czasem słońce, czasem deszcz to film, do którego większość z Was ma sentyment i w ogóle się Wam nie dziwię! Mam tak samo z Żoną dla zuchwałych – zawsze będzie mi się podobać. Dostrzegam jednak wady tej produkcji i potrafię się z nich nawet śmiać podczas seansów powtórkowych. Jednakże w porównaniu do K3G to DDLJ to pikuś, pomimo że fabuła jest dosyć podobna, przynajmniej w kwestii problemów głównych bohaterów (surowy ojciec, który wie, co jest najlepsze dla jego dzieci). Pewnie zdążyliście to już zauważyć, ale podkreślę to wyraźnie – tak, nie uważam Czasem słońce, czasem deszcz za najlepszy film Bollywood i nie jestem jego wielką fanką. Nie oznacza to jednak, że go nie lubię – jakąś sympatią go nawet darzę, jednakże bez fajerwerków. Lubię piosenki, lubię Anjali, wzdycham sobie do młodego Szaruka, bawią mnie i wzruszają niektóre sceny, ale na tym się kończy moja fascynacja. Potem zaczyna się tylko zadawanie pytań “Ale jak? Ale dlaczego?”.

POCZEPIAJMY SIĘ

Jak mówi śródtytuł, czas na czepianie się. Zacznijmy zatem od początku, a mianowicie od pierwszych scen filmu, gdzie już na starcie dowiadujemy się, o czym będzie cały film. O uczuciach rodziców do dzieci (syna) i o tym, jacy są (on) dla nich ważni (ważny). A także o tym, by kochać swoich rodziców bezwarunkowo, co by się nie działo, na dobre i na złe. “It’s all about loving your parents”~ Karan Johar. Bardziej na poważnie się nie dało? I ja nic nie mam do takiej miłości, sama kocham mocno swoich rodziców, ale bardziej czepiam się do tego, że film ten od samego początku nie daje Rahulowi opcji, by mógł myśleć po swojemu i decydować za siebie. Liczy się tylko to, co pragnie głowa rodziny – wymagający ojciec, którego słowa muszą być traktowane z niemalże boskim uwielbieniem (pomimo, że tylko on się z nimi zgadza)…

Dalej nie jest lepiej, bo w scenie z Hrithikiem słyszymy te arcyważne i nie ukrywam nawet ładne słowa, które towarzyszyć nam będą, uwaga, przez cały film. Tutaj od razu zadam pytanie, gdzie (w jakim kraju) znajduje się szkoła, do której uczęszcza Rohan? Jakoś dziwnie przypomina lokalizacją Wielką Brytanię. 😛 Dowiadujemy się potem, że wyjechał do szkoły z internatem, ale jak chce on wyjechać na studia do Londynu to ojciec robi z tego problem… Przecież już był w Anglii! Wtf? Tak samo rezydencja Raichandów wygląda, jakby znajdowała się w Wielkiej Brytanii (bo uwaga, znajduje :P), a nie w Indiach. Według fabuły ród Raichandów mieszka chyba pod Delhi, skoro Anjali mieszka w Chandni Chowk, ubogiej dzielnicy tego miasta. Jest przecież też scena, gdzie Anjali z siostrą biegną ze słodyczami na urodziny Yasha i docierają tam chyba na pieszo bardzo szybko (a patrząc na piękne ujęcia rezydencji, znajduje się ona dosyć daleko od zgiełku miasta). Możecie uznać, że czepiam się na siłę, ale są to nieścisłości wizualne i logistyczne, które dosyć bardzo rzucają mi się w oczy, kiedy oglądam Czasem słońce, czasem deszcz.

Kabhi Khushi Kabhi Gham

Brytyjskiego stylu wnętrza posiadłości Raichandów nie będę się aż tak czepiać, bo jest to możliwe, ale za to siedziby firmy Yasha nie pominę. Czy tylko ja uważam, że kadr w filmie ukazujący budynek nie wygląda, jakby był nagrany w Indiach (ja wiem, w Indiach też były już wtedy biurowce, ale jakoś ten mi tutaj nie pasuje 😛 )? Odchodząc jednak od kwestii architektury, bardzo śmieszy mnie i jednocześnie drażni, ten patos w większości wypowiedzi bohaterów, przede wszystkim Yasha. Przez znaczną część filmu wypowiada się on, jakby miał nie powiem co, w nie powiem jakim miejscu. Serio… Dopiero na koniec mięknie i jeszcze stara się zrzucić winę na Rahula, który to biedak posłuchał słów ojca… Jak ktoś Ci mówi, że nie jesteś już jego dzieckiem, to myślisz potem: “Ej, a może wrócę do domu i upewnię się, czy na pewno mnie tam nie chcą?”. Naprawdę, Yash, naprawdę? 😛

Tak samo to podejście, że to rodzic decyduje za dzieci, kogo mają poślubić. To problem, z którym niestety borykają się młodzi Indusi do dziś. 🙁 I ja wiem, co Karan chciał tym filmem pokazać, ale kurcze, postaci Yasha od samego początku nie da się lubić… Taki zimny, bez serca, tylko jego zdanie się liczy, musi być po jego myśli, bo inaczej wydziedziczy syna. No i biedna Nandini, która musi z nim wytrzymywać i przez 10 lat żyć bez pierwszego syna. Z drugiej strony też nie była lepsza, bo mogła po kryjomu utrzymywać kontakt z Rahulem, tym bardziej, że Yash jej przecież nie zakazał… No tak, ale wtedy było ciężej, nie było fejsbuka, messengera… Serio, bez problemu mogła nadal utrzymywać kontakt z synem…

Kajol Kareena Kapoor Hrithik Roshan

A jak już jesteśmy przy Rahulu, to niech ktoś mi powie, skąd on wziął tyle pieniędzy, że stać go na taką rezydencję w Londynie? 😛 Toć pokój Poo śmiało mógłby być mieszkaniem dla młodej pary! Ciekawi mnie też, gdzie tak naprawdę pracował Rahul, bo jakoś nie było o tym wspomniane. A jeśli miał tyle pieniędzy, to pewnie prowadził jakąś dużą i co za tym idzie znaną firmę, więc z pewnością Nandini mogła go łatwo odnaleźć. 😛 Ale wiem, wiem, to nie jest aż tak ważne dla fabuły, skąd Rahul miał pieniądze, by utrzymać stosunkowo dużą rodzinę (plus jednego darmozjada).

Na koniec jeszcze przyczepię się do masakrycznej długości filmu, bo na spokojnie mógłby on trwać 3 godziny lub nawet mniej. Co śmieszniejsze, Karan i tak skrócił czas trwania o pół godziny, bo w dodatkowych materiałach na DVD można obejrzeć sceny, które nie zmieściły się w filmie! 😀 Karan, ten nasz szaleniec! 3 i pół godziny to zdecydowanie za dużo, nawet jak dla mnie, w szczególności, że końcówka filmu jest bardzo wydłużona i mogliby śmiało ją przyśpieszyć. No ale, co ja tam wiem o tworzeniu filmów? 😛

JAKIEŚ PLUSY?

Czas na jakieś pozytywy, żeby nie było, że potrafię się tylko czepiać o wszystko, co związane z Czasem słońce, czasem deszcz. Są momenty, za które jednak lubię tę produkcję. Przede wszystkim za postać Anjali – najbarwniejszej bohaterki ze wszystkich. Sceny z nią są po prostu cudowne i nie da się na nich nie zaśmiać chociażby raz! Stłuczenie wazonu, pomylony Ashfaque, radość ze zwycięstwa Indii i wiele wiele innych. <3 Za piosenki takie jak: Yeh Ladka Hai Allah, Suraj Hua Maddham czy Bole Chudiyan. Są to utwory, do których lubię powracać i powspominać sobie piękne czasy z początków mojej fascynacji tym kinem. Dużym plusem filmu jest też oczywiście nie kto inny, jak Szaruk, będący jeszcze wtedy w pełni swoich możliwości. Fajnie popatrzeć, jak jeszcze się starał grać, a nie odgrywał siebie, w filmach.

Szanuję ten film również za gwiazdorską obsadę, bowiem mamy tutaj: Amitabha Bachchana, Jayę Bhaduri, SRK, Kajol, Kareenę Kapoor, Hrithika Roshana, Rani Mukherji, czy też Faridę Jalal. Bardzo lubię też parę Kareena-Hrithik. Na co dzień jakoś szczególnie za nimi nie przepadam, ale w Czasem słońce, czasem deszcz są naprawdę do zniesienia, co zalicza się do kolejnego plusa. Lubię ten film również za poszczególne sceny, np. śpiewanie hymnu – nadal wzrusza mnie tak samo, flirtowanie Anjali i Rahula i nazywanie siebie “sexy”, wejściowa scena Poo i cały zamysł Rohana, aby pogodzić swoją rodzinę. Na koniec dodam też, że nie potrafię oglądać Czasem słońce, czasem deszcz bez uronienia przynajmniej jeden łezki, chociażbym się bardzo starała! 😛

Kajol SRK Bollywood

Kończąc już mój bardzo długi wpis, powiem tylko, że każdy ma prawo lubić co innego. Szanuję fakt, że większość fanów Bollywood wręcz kocha Czasem słońce, czasem deszcz, ale pamiętajcie, że działa to także w drugą stronę. 🙂 Tak samo ja mam prawo za nim nie przepadać. Nie chcę wyjść na taką, co tylko hejtuje ten film, bo coś tam mi się w nim jednak podoba, jednakże nie darzę go takim sentymentem jak niektórzy z Was. Nie uważam, że to dobry film na początek przygody z kinem Bollywood i nie dziwię się, kiedy ktoś mi mówi, że obejrzał ten tytuł i więcej nie chciał. A szkoda, bo filmy Bollywood oferują nam tak wiele wspaniałych produkcji. Ba, nie tylko Bollywood, inne przemysły takie jak Tollywood, Kollywood, Mollywood, kino bengali czy inne mają dla nas jeszcze więcej tego dobra. Pytanie tylko, gdzie znaleźć czas na oglądanie tego wszystkiego? 😛

___________________________________________

Dajcie znać koniecznie, co myślicie o Czasem słońce, czasem deszcz?
Za co kochacie lub nienawidzicie ten film? 

4 komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *