
We Are Family (2010) – film, który pokazał, że rodzina to nie tylko więzy krwi
Kiedy We Are Family trafiło do kin w 2010 roku, wielu widzów miało wrażenie, że to po prostu kolejna bollywoodzka opowieść o rodzinie, rozstaniach i emocjonalnych pojednaniach. Film bazuje na hollywoodzkim Stepmom (1998) z Julią Roberts i Susan Sarandon, ale – jak to często bywa w Bollywood – został dostosowany do lokalnej wrażliwości i tradycji. Pamiętam, że gdy oglądałam go po raz pierwszy, spodziewałam się typowej rodzinnej dramy w stylu Karan Johara. Ale ten film, choć emocjonalny i momentami bardzo wzruszający, miał w sobie coś innego – mniej fajerwerków, mniej idealizowania relacji, a więcej skomplikowanych emocji i surowych uczuć, które w tamtym czasie rzadko gościły w typowych bollywoodzkich rodzinnych historiach.
Kareena kontra Kajol – ale nie tak, jak myślisz
Największą siłą tego filmu są dwie główne bohaterki – Maya (Kajol) i Shreya (Kareena Kapoor Khan). W większości bollywoodzkich filmów mielibyśmy tu klasyczny konflikt „żona kontra kochanka” i rywalizację o mężczyznę (w tym przypadku Amana, granego przez Arjuna Rampala). Ale We Are Family idzie inną drogą. Nie skupia się na zazdrości i walce o miłość mężczyzny, lecz na czymś znacznie ważniejszym – dzieciach i odpowiedzialności za rodzinę.
Maya i Shreya to kobiety, które w normalnych okolicznościach pewnie nigdy nie miałyby szansy się polubić, ale los zmusza je do współpracy i zrozumienia siebie nawzajem. Kajol i Kareena grają te role rewelacyjnie – ich relacja nie jest sztucznie przesłodzona, mają momenty niechęci, gniewu i frustracji, ale finalnie to one są sercem tego filmu.
Bollywood rzadko mówiło o macochach w ten sposób
Zazwyczaj w indyjskim kinie macocha była czarnym charakterem – zimną, wyrachowaną kobietą, która albo nie kocha cudzych dzieci, albo wręcz chce się ich pozbyć (pamiętacie Beta z 1992? Tam macocha to wręcz podręcznikowy czarny charakter). W We Are Family dostajemy zupełnie inną perspektywę – pokazano, jak trudne może być wejście w życie rodziny z dziećmi i jak bardzo można się bać odrzucenia.
Shreya nie jest idealna – nie potrafi gotować, nie wie, jak zająć się dziećmi, na początku nawet ich nie lubi. Ale nie dlatego, że jest zła – po prostu nigdy nie musiała być w tej roli i nie ma pojęcia, jak się w niej odnaleźć. Ten wątek jest niezwykle autentyczny i dla wielu osób mógł być czymś, z czym łatwo się utożsamić. Gdyby sama była w takiej sytuacji jeszcze 2 lata temu, sama nie miałabym pojęcia, jak zająć się dziećmi. Dlatego potrafię zrozumieć zarówno perspektywę Mayi, jak Shreyi.
Jak Bollywood oswaja temat śmierci?
Jednym z najtrudniejszych tematów w tym filmie jest choroba Mai. Bollywood często uciekało w tamtych latach od tematów śmierci w rodzinnych dramatach, chyba że była ona elementem wielkiego katharsis lub punktem kulminacyjnym (zwykle w postaci nagłego wypadku). W We Are Family śmierć jest nieuchronna i film pokazuje ją w bardzo ludzki, spokojny sposób.
Nie ma tu klasycznej dramatycznej muzyki (no, może z wyjątkiem piosenki Hamesha & Forever), zwolnionych ujęć w deszczu czy patetycznych monologów. Jest za to cicha akceptacja, próba pogodzenia się z losem i ostatnie chwile, które bohaterowie chcą spędzić razem w najlepszy możliwy sposób. I właśnie ta prostota sprawia, że finał mnie tak poruszył – bo nie był przerysowany, tylko szczery.
Czy ten film mógłby powstać dzisiaj?
Z jednej strony, tak – bo temat patchworkowych rodzin, relacji macochy z dziećmi i nowoczesnego podejścia do rodzicielstwa jest jeszcze bardziej aktualny niż w 2010 roku. Ale jednocześnie mam wrażenie, że dziś Bollywood poszedłby w inną stronę – mniej klasycznego melodramatu, więcej nieoczywistych relacji i może nawet bardziej otwarte zakończenie.
Jednak to, co wyróżnia We Are Family, to emocje. Może nie wyprzedzało swoich czasów, ale na pewno pokazało coś, czego w Bollywood brakowało – że rodzina to nie tylko więzy krwi, ale też wybory, które podejmujemy każdego dnia.
A Wy? Jak wspominacie We Are Family? Czy uważacie, że Bollywood powinno częściej podejmować takie tematy?

